wtorek, 11 marca 2014

Daniił Charms, autor „prawie nieznany”

Studiując na uniwersytecie w Bernie, także języki i literaturę słowiańską, a język rosyjski jako tzw. „pierwszy wybór”, chodziłam na zajęcia językowe do wspaniałej nauczycielki Galiny Bovy-Kizilovej.  

Nasza lektorka uczyła nas języka poprzez teksty swoich ukochanych poetów i pisarzy: Okudżawy, Wysockiego, czy Zoszczenki, ale także autorów „prawie nieznanych”, Aleksandra Wampiłowa i Daniiła Charmsa. 

Dostałam w edukacji slawistycznej „2 w 1”, znajomość języka i klucz do fascynującego świata literatury zupełnie nieoczywistej, pomijanej, nieznanej. 


Wszyscy czytaliśmy Tołstoja, Puszkina, Majakowskiego czy Sorokina…  

Ale Charms jest zmarginalizowany, prawie nie tłumaczony na język polski, a Wikipedia poświęca mu dwie linijki tekstu…ta polska, bowiem w basenie niemieckojęzycznym Charmsowi poświęca się sporo uwagi (wystarczy porównać bogatość informacji w Wikipedii właśnie, sięgnąć po tłumaczenia literackie, czy do filmografii).


Daniił Charms, a właściwie Daniił Ivanovicz Juvaczev urodził się w 1905 roku, a zmarł z głodu - zapomniany - w więzieniu podczas blokady Leningradu w roku 1942. 

Nie zajmował się polityką, był przecież awangardowym pisarzem, ale jego teksty uznawane były za „wrogie Rosji Sowieckiej” i „defetystyczne”.

Charms pisał wyłącznie ręcznie; pozstało po nim ponad trzydzieści zeszytów, notatników i niezliczona ilość pojedynczych kartek z niezliczonych źródeł. Pisał w kalendarzach, na odwrotach blankietów urzędowych, materiałów propagandowych, czy – na rachunkach. 

Uznawany za „wrogiego defetystę”, miewał kłopoty z publikacją swoich utworów, jednak dał się poznać szerszej rzeszy czytelników jako autor tekstów dla dzieci, drukowanych w czasopismach „Czyżyk” i „Jeż”. 

Jego tzw. wiersze dla dzieci – podobnie jak inne formy literackie – mają charakter nonsensu. Charms załamywał i zakłócał składnię, tworzył neologizmy, bawił się znaczeniem słów, rytmem i melodyką języka. W swoich tekstach zaskakiwał niespodziewaną, bezsensowną pointą lub… jej brakiem.

Dopiero Pierestrojka umożliwiła wydanie tekstów Charmsa, zebranych pod jednym tytułem „Poliot w niebiosa. Stichi, proza, dramy, pisma”, opatrzonych obszernym wstępem Anatolija Aleksandrowa, z którego korzystałam pisząc powyższą notkę. Z tego też zbioru pochodzi bajka 69 (69. Skazka, s.275 – 278).


69. Bajka

- Tak, - powiedział Wania, kładąc na stole zeszycik – napiszmy bajkę.

- Napiszmy, - powiedziała Lenoczka, siadając na krześle.

Wania wziął ołówek i napisał:

„Był sobie król…”

Nagle Wania zamyślił się i podniósł oczy ku sufitowi.

- Taka bajka już jest, - powiedziała Lenoczka.

- A skąd to wiesz? – zapytał Wania.

- Wiem, bo czytałam, - powiedziała Lenoczka.

- A o czym ona jest? – zapytał Wania.

- No, o tym, jak król pił herbatę z jabłkami i nagle się zadławił, a królowa zaczęła walić go po plecach, żeby kawałek jabłka wyleciał mu znowu z gardła. A król pomyślał, że królowa chce się z nim szarpać i rąbnął ją szklanką w głowę. Królowa się rozwścieczyła i uderzyła króla talerzykiem. A król uderzył królową miską. A królowa uderzyła króla krzesłem. A król skoczył i uderzył królową stołem. A królowa przewróciła na króla kredens. Ale król wylazł spod kredensu i rzucił w królową koroną. Wtedy królowa złapała króla za włosy i wyrzuciła go przez okienko. Ale król wszedł z powrotem do komnaty przez drugie okno, złapał królową i wepchnął ją do pieca. Ale królowa wylazła przez komin na dach, spuściła się po piorunochronie do sadu i przez okno znalazła się znowu w pokoju. A król w tym samym czasie rozpalał w piecu, żeby spalić królową. Królowa podkradła się od tyłu i popchnęła króla. Król wleciał do pieca i tam spłonął. Oto cała bajka, – powiedziała Lenoczka.

- Strasznie głupia bajka, - powiedział Wania. – Ja chciałem napisać zupełnie inną.

- No to pisz, - powiedziała Lenoczka.

Wania wziął ołówek i napisał:

„Był sobie rozbójnik…”

- Poczekaj! – krzyknęła Lenoczka. – Taka bajka już jest!

- Nie wiedziałem, - powiedział Wania

- No jakże, - powiedziała Lenoczka, - nie znasz bajki o tym, jak pewien rozbójnik, uciekając przed strażą, wskoczył na konia, ale z takim rozmachem, że przeleciał na drugą stronę i upadł na ziemię. Rozbójnik zaklął i znowu wskoczył na konia, ale po raz kolejny źle obliczył skok, przeleciał na drugą stronę i upadł na ziemię. Rozbójnik wstał, pogroził pięścią, skoczył na konia i znowu przeskoczył przez niego i poleciał na ziemię.  Wtedy sięgnął za pazuchę, wyciągnął pistolet, wystrzelił z niego w powietrze i znowu skoczył na konia, ale z taką siłą, że znowu przeskoczył przez niego i rąbnął na ziemię. Wówczas rozbójnik zerwał z głowy czapkę, podeptał ją nogami i znowu skoczył na konia i znowu przez niego przeskoczył, zwalił się na ziemię i złamał sobie nogę. A koń odszedł na bok. Rozbójnik, kulejąc, podbiegł do konia i uderzył go pięścią po głowie. Koń uciekł.  W tej samej chwili skoczyli strażnicy, złapali rozbójnika i zaprowadzili go do więzienia.

- Tak, to znaczy, że o rozbójniku pisać nie będę, - powiedział Wania.

- A o kim będziesz? – zapytała Lenoczka.

- Napiszę bajkę o kowalu, - powiedział Wania.

Wania napisał:

„Był sobie kowal…”

- Taka bajka też jest! – krzyknęła Lenoczka.

- No? – powiedział Wania i odłożył ołówek.

- No jak to, - powiedziała Lenoczka. – Był sobie kowal. Pewnego razu kuł podkowę i tak się zamachnął młotkiem, że młotek zleciał z trzonka, wyleciał przez okno, zabił cztery gołębie, uderzył się o wieżę strażacką, poleciał na bok, wybił okno w domu naczelnika straży ogniowej i wyleciał na ulicę. Wtedy przewrócił na ziemię słup ulicznej latarni, zbił z nóg lodziarza i stuknął w głowę Karla Iwanowicza Szusterlinga, który na minutkę zdjął czapkę, żeby przewietrzyć sobie potylicę.  Odbiwszy się od głowy Karla Iwanowicza Szusterlinga, młotek poleciał z powrotem, ponownie zbił z nóg lodziarza, zrzucił z dachu dwa drące się ze sobą koty, przewrócił krowę, zabił cztery wróble i wleciał z powrotem do kuźni. I usiadł prosto na trzonku, który kowal wciąż jeszcze trzymał w prawej ręce. Wszystko to stało się tak szybko, że kowal niczego nie zauważył i dalej kuł podkowę.

- Tak, to znaczy, że o kowalu napisano już bajkę, napiszę, więc bajkę o sobie samym, - powiedział Wania i napisał:

„Był sobie Wania…”

- O Wani też jest bajka, - powiedziała Lenoczka. – Był sobie maleńki Wania i pewnego razu podszedł do…

- Poczekaj, - powiedział Wania, - ja chciałem napisać bajkę o sobie samym.

- I o tobie bajka już została napisana, - powiedziała Lenoczka.

- Niemożliwe! – powiedział Wania.

- A ja ci mówię, że napisana, - powiedziała Lenoczka.

- To gdzie ona jest napisana? – zdziwił się Wania.

- No to kup sobie gazetę „Czyżyk”, numer siódmy i tam przeczytasz bajkę o sobie samym, - powiedziała Lenoczka.

Wania kupił „Czyżyka” nr 7 i przeczytał tę samą bajkę, którą właśnie teraz przeczytałeś ty.

1935
(tłum. Magdalena Dallig-Syta)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz